25 maja 2019

BANGKOK PO RAZ DRUGI (CZ II)

Choć tłoczny, upalny i koszmarnie wilgotny. Choć spacerując po nim masz dosyć i chcesz tylko usiąść i już nie cierpieć z powodu duchoty. Choć musisz się zatrzymywać co jakiś czas i uzupełniać zasoby kończącej się w oka mgnieniu wody. Choć w niektórych miejscach tłumy turystów sprawiają, że masz ochotę uciekać, a sprzedawcy na widok białej twarzy podnoszą ceny. Choć czasami trudno przejść przez ulicę i musisz nauczyć się zgrabnie manewrować pomiędzy pędzącymi samochodami i tut-tukami. Choć przeraża Cię ilość plastiku i folii jakie się tam zużywa, a tony śmieci na ulicach wołają o pomstę do nieba. 

Bangkok da się lubić.

Za wszędobylskie kolory i złote świątynie górujące nad miastem. Za tak egzotyczne dla nas buddyjskie zwyczaje i obrzędy. Za parki i ogrody z cudownymi roślinami, które można podziwiać bez końca (bo w Polsce mamy je tylko w doniczkach). I ogromne, wyjątkowe drzewa. Za kolorowe owoce, których w Polsce ze świeczką szukać. Za wodę kokosową. Za przepyszne mango, które tam jest o niebo lepsze. Za rozgardiasz i azjatycki luz. Za szybką jazdę kolorowymi tuk-tukami po zatłoczonych ulicach. Za przepyszne jedzenie za nieduże pieniądze. Za to, że Bangkok będzie już zawsze miejscem pierwszej wizyty w Azji i zawsze będzie miejscem kojarzącym się z wakacjami. 

19 maja 2019

BANGKOK PO RAZ DRUGI (CZ I)

Nasz ubiegłoroczny wyjazd do Tajlandii zaczęliśmy i skończyliśmy w Bangkoku. Dla mnie była to już druga wizyta w tym mieście. To tutaj rozpoczęła się moja podróż do Azji w 2016 roku, tutaj też się zakończyła.
Zatrzymaliśmy się nawet w tym samym hotelu, położonym w centrum miasta spacerową odległość od Khao San Road i największych atrakcji miasta.
Początek tego wyjazdu to dwa dni spędzone w tym zwariowanym mieście; tłocznym, kolorowym, chaotycznym, brudnym i gorącym - a jednocześnie wciągającym. Tak, Bangkok mnie wciągnął po raz drugi. Podobno to miasto się kocha, albo nienawidzi, my się zaprzyjażniliśmy. Z każdą wizytą coraz bardziej.

Bangkok przywitał nas upałem, wieczorem zaserwował tropikalną ulewę. Przez dwa kolejne dni kiedy przemierzaliśmy miasto wzdłuż i wszerz z nieba lał się tylko żar. A my uparcie zwiedzaliśmy złote świątynie, jedliśmy tajskie pyszności, chłodziliśmy się wodą kokosową i łapaliśmy tuk-tuki za grosze. A wieczorami trafialiśmy na lokalne imprezy lub tłoczną i głośną Khao San Road. 
Bangkok da się lubić, zobaczcie sami.

Korzystanie z treści oraz zdjęć bloga POLOWANIE NA MOTYLE (renata-fotografia.blogspot.com) bez wiedzy właściciela jest zabronione. (Dz. U. Nr 24, poz. 83)
Obsługiwane przez usługę Blogger.