Jeszcze tydzień temu byliśmy w trochę innej rzeczywistości. Pięknej, zimowej. Prawdziwej zimy brakuje chyba nie tylko mi. Rok temu znaleźliśmy ją na Skrzycznem, tym razem postanowiliśmy poszukać troszkę dalej - w Beskidzie Żywieckim.
I choć w dniu naszego przyjazdu halny zwiał cały śnieg i w rezultacie było tam mniej śniegu niż w Warszawie, zimę udało nam się znaleźć.
I choć w dniu naszego przyjazdu halny zwiał cały śnieg i w rezultacie było tam mniej śniegu niż w Warszawie, zimę udało nam się znaleźć.
Pierwszego dnia ruszyliśmy na Rysiankę (z Sopotni Wielkiej w której się zatrzymaliśmy na Rysiankę prowadzi niebieski szlak). Śnieg spotkaliśmy już na początku, a zaśnieżona, leśna droga zaprowadziła nas do śnieżnej krainy.
Na Hali Rysianka była już prawdziwa zima. I choć było wietrznie i pochmurno zima została odnaleziona.
Jeszcze kilka lat temu takie zimy były też na nizinach środkowej Polski, a dzisiaj szukamy ich wysoko w górach. Ale cel został osiągnięty.
Po długim marszu i zgubieniu szlaku (a jakże, nigdy nie może być za łatwo) przytulne Schronisko na Hali Rysianka było idealnym miejscem na przerwę. W środku spokój, cisza i przyjemne ciepło. Obiad i gorąca czekolada obowiązkowe. Trochę się zasiedzieliśmy i aż żal było wychodzić.Na Hali Rysianka była już prawdziwa zima. I choć było wietrznie i pochmurno zima została odnaleziona.
Jeszcze kilka lat temu takie zimy były też na nizinach środkowej Polski, a dzisiaj szukamy ich wysoko w górach. Ale cel został osiągnięty.
Chcieliśmy jednak przed powrotem w szare doliny zajrzeć jeszcze do Schroniska na Hali Lipowskiej, położonego zaledwie w odległości 15 minut spaceru. I to chyba była jedna z lepszych decyzji wyjazdu. Oba schroniska łączy leśna droga. Droga, która w zimowej szacie wyglądała jak z baśni. Cisza, ani żywej duszy dookoła. Tylko wysokie ośnieżone świerki, biała ścieżka i kroki na mokrym śniegu. To był jednej z piękniejszych widoków.
Kiedy dotarliśmy do schroniska pogoda zaczynała się psuć. Świat zaczęła przykrywać gęsta, mleczna mgła. Podobno z Hali Lipowskiej widać Tatry, ale w czasie naszej wizyty widoczność była tak słaba, że samo schronisko ledwo wyłaniało się z mgły. Zajrzeliśmy na chwilę do środka i ruszyliśmy w drogę powrotną. Robiło się późno, a czekała nas jeszcze długa droga w dół. Jak zazwyczaj noc spotkała nas na szlaku, a ciemność rozjaśniały księżyc i światła czołówek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz