Kiedy wstaliśmy rano za oknem padał śnieg. Z nieba leciały duże i ciężkie płatki, które od razu zasypywały wszelkie ślady. Cały świat był biały, biel śniegu zlewała się z bielą nieba. Gałęzie świerku rosnącego tuż przy oknie uginały się od ciężaru białego puchu. Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę, brodząc w świeżym puchu, dodatkowo zasypywani przez ten padający z góry próbowaliśmy dotrzeć do Ścieżki pod Reglami, a później prosto do Doliny Kościeliskiej. to był nasz cel na spokojny spacer pierwszego dnia w górach.
Po dłuższej chwili spędzonej w schronisku ruszyliśmy jeszcze w stronę Smreczyńskiego Stawu. Teraz śnieżyca zaczęła się już na całego. Zniknęły już góry, które rysowały się nad lasem. Biała mgła i ostro sypiący śnieg zasłoniły świat. Podobnie jak o poranku biała tafla zasypanego jeziora zlewała się z białym niebem. Na szlaku byliśmy tylko my. W lesie słychać było jedynie ciszę, głośną ciszę przerywaną trzaskaniem śniegu pod nogami. Dawno nie byliśmy w tak białej, spokojnej krainie śniegu.
Śnieg sypał. Cisza dźwięczała w uszach. Otaczały nas wysokie białe drzewa, drogę wyznaczała wąska ścieżka wydeptana w głębokim śniegu. Nie chciało się wracać.
Kiedy maszerowaliśmy już w kierunku domu, świat pokrywała niebieska poświata nocy. Wieczór był jasny, a lśniący na mrozie śnieg wyglądał jakby ktoś obsypał ziemię milionem małych diamentów. Była idealna zima, taką jak pamiętamy z czasów dzieciństwa, kiedy biała mroźna zima była oczywistością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz