Wracając z pięknej Swanetii pojechaliśmy do Batumi. Do miasta dotarliśmy późno w nocy. Mieliśmy nocleg na obrzeżach Batumi na jednym ze wzgórz z którego rozciągał się widok na miasto. Noc była upalna, na ochłodzenie wiatr przynosił morską bryzę. A rano faktycznie się ochłodziło, do tego stopnia, że cały dzień niebo było spowite ciężkimi, szarymi chmurami. Było ciepło, duszno i wilgotno, zanosiło się na deszcz.
Na pierwszą połowę dnia mieliśmy zaplanowany ogród botaniczny, ten ze słynnymi polami herbacianymi. I choć pola już dawno zarosły to ogród jest faktycznie ciekawy i przeogromny. Można by chodzić i chodzić cały dzień. Po 4 godzinach spacerowania, czasami w rześkim deszczu (bo przecież w końcu zaczęło padać) skończyliśmy wycieczkę po ogrodzie odwiedzając zaledwie jego małą część.
 |
Las bambusowy, jedna z największych atrakcji ogrodu botanicznego |
Wracając trafiliśmy do małej restauracji nad brzegiem Morza Czarnego. To był jeden z najlepszych obiadów w Gruzji. Pyszne i tanie jedzenie i atmosfera tego miejsca, sprawiły, że był to jeden z lepszych momentów spędzonych w Batumi.
 |
Po lewej: Ojakuri, które niektórzy z nas jedli codziennie. |
 |
Przepyszne gruzińskie lemoniady. |
 |
Po lewej: zupa Charczo - gruzińska, gęsta zupa z wołowiną. Po prawej: chaczapuri adżarskie |
 |
Widok na centrum Batumi |
Później ruszyliśmy zobaczyć miasto i tutaj zaczęło się zdziwienie. Chyba jak dotąd nie wiedziałam jeszcze tak dziwnie zorganizowanego, kolorowego miasta, w którym brak jakiegokolwiek ładu i składu. Obok nowoczesnych budynków stoją drewniane chałupy dookoła zasypane śmieciami. Miasto jest pełne dziwnych rzeźb, pomników, budynków i konstrukcji, które zupełnie do siebie nie pasują. Jakby każde z nich zostało zabrane z innej bajki.
 |
Po prawej: Wieża Gruzińskiego Alfabetu, nocą świeci się na zielono |
 |
Po prawej: Pomnik Miłości Alego i Nino, symbol miłości, zrozumienia i pokoju między narodami. |
A wieczorem? To co dzieje się wieczorem ciężko opisać. Główna nadmorska promenada ożywa milionem kolorowych świateł. Wszędzie wyrastają wesołe miasteczka. Świecące postaci na deskorolkach, hulajnogach jeżdżą z zawrotną prędkością pomiędzy przechodniami. Dzieci piszczą, rodzice krzyczą, a wszystko zagłusza bardzo głośna muzyka z nadmorskiej dyskoteki. Szybko uciekliśmy stamtąd w głąb miasta. Po drodze obejrzeliśmy jeszcze tańczące fontanny, zjedliśmy gorącą kukurydzę i tak zakończyliśmy długi dzień w Batumi.
Kolejnego dnia rano świeciło już ostre słońce, a nas czekała podróż do następnego punktu na trasie. Po tych wszystkich "atrakcjach" jakie zaserwowało nam Batumi, odetchnęłam z ulgą, kiedy w końcu wyjechaliśmy z tego dziwnego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz