Jeden z zimowych, mroźnych wieczorów ostatnich dni starego roku spędziliśmy na stołecznej starówce. Dzień przed sylwestrem w zimny, grudniowy wieczór wspięliśmy się na wieżę kościoła Św. Anny. Na Placu Zamkowym było pełno ludzi, tłumy sunęły to w jedną, to w drugą stronę. Było głośno i gwarno. Nawet na wieżę docierały głośne dźwięki sylwestrowych hitów. Królowało oczywiście Despacito.
Na świątecznym jarmarku który w tym roku "przycupnął" tuż przy murach starego miasta było jeszcze więcej ludzi. Dla zmarzluchów grzane wino, gorące czekolady i herbaty. W mroźnym powietrzu mieszały się zapachy oscypków, bigosu i gofrów.
W "naszej" małej kafejce na Nowym Mieście (to jedyne miejsce, gdzie jem gofry) kolejka nie miała końca. Na Rynku Starego Miasta można było poszaleć na łyżwach i znowu coś zjeść, jakby ktoś zgłodniał. A wszędzie na placach i zaułkach Starówki słychać było głośnie pokrzykiwania szalejących dzieci. Każde chciało mieć swojego święcącego balonika (to chyba nowość - bo robiły furorę) za bagatela jedyne 40 pln/ szuka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz