17 grudnia 2018

KOH JUM (CZ. I): NASZE TAJSKIE NAJ!

Koh Jum to mała, tajska wyspa położona godzinę drogi od Krabi (w południowej Tajlandii). Miejsce na tyle wyjątkowe, że pośród okolicznych, turystycznych wysp nadal pozostaje swojska i spokojna. Choć infrastruktura turystyczna nie ominęła Koh Jum, to wyspa należy jeszcze (oby jak najdłużej) do grona tych rzadziej odwiedzanych. Na Koh Jum trafiliśmy dzięki koleżance, która poleciła nam ją jako idealne miejsce aby odpocząć od miasta i tłumów. I trafiła idealnie. Koh Jum to najlepsze miejsce, jakie odwiedziliśmy podczas tej podróży, miejsce z którego nie chciało nam się wyjeżdżać i które od razu wskoczyło do pudełeczka z napisem "chciałoby się tam kiedyś wrócić". 







Wyspa Koh Jum inaczej nazywana jest również Koh Pu (pierwsza nazwa jest równocześnie nazwą wioski na południu wyspy, druga - wioski na północy). Północna część wyspy jest górzysta z najwyższym szczytem Koh Pu Mountain (422 m), południe to płaski teren porośnięty palmami. Wyspa jest naprawdę mała, w ciągu jednego dnia możemy ją objechać całą (skuterem lub rowerami).

Na wyspie jest tylko jedna droga biegnąca z północy na południe, kilka wiosek rybackich, kilkanaście hoteli i 6 pięknych, piaszczystych, a co najważniejsze pustych plaż.






Aby dostać się na Koh Jum trzeba złapać w Krabi prom płynący na popularną Koh Lantę. Z racji, że na zachodnim wybrzeżu wyspy nie ma portu prom nie dobija do Koh Jum, zatrzymuje się na morzu, a małe hotelowe łodzie (tzw. longboaty) podpływają niczym piraci i "przechwytują" turystów, po czym rozwożą ich do hoteli.

Hotel, który wybraliśmy znajdował się w centralnej części wyspy przy plaży Golden Pearl i po zobaczeniu bardzo wielu hoteli i przejściu prawie wszystkich plaż, byłam bardzo zadowolona, że wybraliśmy właśnie Season Bungalows. Było idealne. 
Na Koh Jum dotarliśmy wczesnym popołudniem, po zakwaterowaniu i obiedzie ruszyliśmy na mały rekonesans okolicy. Była piękna pogoda, puste plaże (aż dziwne było, że takim miejscu nie ma prawie nikogo), morze na wyciągnięcie ręki i hotelowa restauracja z palmami rosnącymi pomiędzy stolikami. Idealnie. A to był dopiero początek.











Kolejnego dnia ruszyliśmy na podbój wyspy. Choć plaże piękne z mięciutkim piaskiem, to leżenie plackiem w ostrym słońcu nie dla nas. Ruszyliśmy więc przed siebie. Długą piaszczystą plażą Golden Pearl Beach, która późnień zmieniła się z Andaman Beach doszliśmy aż na południowy kraniec wyspy. Po drodze dwa razy padał deszcz, przychodziła czarna chmura, 10 minut lało jak z cebra, a potem na moment robiło się chłodniej i znowu wychodziło ostre słońce. W czasie deszczu robiliśmy przerwy na posiłek. Tak trafiliśmy do skromnej restauracji z przemiłą starszą właścicielką, w której wypiliśmy jedne z najlepszych szejków. 















Kiedy dotarliśmy na kraniec plaży do Freedom Bar przyszła tropikalna nawałnica, zrobiło się czarno, a woda z nieba lała się wiadrami. Standardowo przyszedł czas na przerwę na jedzenie i tak przeczekaliśmy ulewę, a potem ruszyliśmy dalej w rześkim powietrzu z chmurami chodzącymi nad głowami maszerowaliśmy żwawo w kierunku naszego hotelu. Nad wodą kłębiły się burzowe chmury, które przeszły w kierunku innych wysp, a pod nogami biegały kraby z kolorowymi muszlami na plecach. I tak skończył się pierwszy dzień w małym, spokojnym, tajskim raju. 









INFORMACJE PRAKTYCZNE:

TRANSPORT: Jak dostać się na Koh Jum? 
Są dwa sposoby łatwiejszy oraz trudniejszy i trochę tańszy.
Pierwszy łatwiejszy sposób to ten, który opisałam wyżej. W Krabi wsiadamy na prom, który płynie na Koh Lantę. Bilet kosztuje w zależności od miejsca gdzie kupicie od 350 do 450 THB/os. W okolicach wyspy Koh Jum do promu przybijają hotelowe longboaty, odbierają turystów i rozwożą do hoteli. Jeśli ktoś nie ma rezerwacji w żadnym hotelu łódka z promu na wyspę kosztuje dodatkowo 100 THB. 

Drugi sposób to wersja z tubylcami. Dostajemy się w Krabi do portu Laem Kruad i wsiadamy na łódkę, która płynie na Koh Jum. Bilet kosztuje podobno 100 THB/os. + busik z Krabi do portu około 200 THB/ Port na Koh Jum znajduje się na południ wysypy, więc jak już tam dotrzemy jeszcze kwestia transportu do naszego hotelu. Tej wersji nie próbowaliśmy więc posiłkuję się informacjami znalezionymi w Internecie. 

HOTELE:
Przed wyjazdem bardzo długo przeglądałam chyba wszystkie hotele na wyspie, szukając czegoś rozsądnego cenowo i jednocześnie bez karaluchów chodzących po ścianach i z ciepłą wodą pod prysznicem. Miałam rezerwacje w większości hoteli, jedne kasowałam, aby rezerwować kolejne. Ostatecznie wybór padł na Season Bungalows i jestem z tego bardzo zadowolona. Hotel jest położony w centralnej części wyspy, przy piękniej plaży Golden Pearl z widokiem na szczyt Koh Pu. Składa się z kilkunastu małych domków zbudowanych w zielonym ogrodzie. Restauracja tuż nad brzegiem morza, praktycznie na plaży, z palmami rosnącymi pomiędzy stolikami była otwarta od rana do później nocy. Jedynym minusem może być to, że przy hotelu przebiega główna droga na wyspie, która dokładnie w tym miejscu zbliża się do wybrzeża (ale biorąc pod uwagę mały ruch na wyspie, te 2-3 skutery, które rano przejadą ulicą nie są aż tak problematyczne). 

RESTAURACJE:
Podczas naszego 3 dniowego pobytu na wyspie jedliśmy w kilku miejscach. Ogólnie zasada jest taka, że im dalej od plaży tym taniej. 

  • Friendly Kitchen: mały bar, tuż przy główniej drodze około 500 metrów od naszego hotelu idąc na południe wyspy. Kiedy tam dotarliśmy był już ciemno, w środku tylko my dwoje. Młody właściciel nie miał nawet menu, tłumacząc, że jeszcze go nie wydrukował, pokazał nam listę dań w telefonie. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy dostaliśmy ogromne porcje przepysznego ryżu z kurczakiem/wieprzowiną. To były jedne z najsmaczniejszych dań i na Koh Jum i w czasie całego naszego wyjazdu.
  • Season Bungalows: restauracja w naszym hotelu w której jedliśmy kilkakrotnie, śniadania, obiady, kolacje. Było bardzo smacznie.
  • Resturacja Bo Daeng: na plaży Andamańskiej do której wstąpiliśmy w czasie deszczu. Przemiła starsza Pani, która serwowała posiłki. Zrobiła nam najlepsze pod słońcem koktajle owocowe i pyszny ryż z ananasem i warzywami. 
  • Friendly Bar: restauracja w hotelu Friendly Bungalows na południowym krańcu wyspy. Musieliśmy tutaj zrobić przerwę uwagi na ulewę, przy okazji zjedliśmy dobrą  (choć jedną z droższych) kolację.
  • Restauracja, której nazwy nie pamiętam. Położona na północnej plaży, tuż obok Peace Paradice. Mały drewniany domek, bez ścian. Kolejne miejsce, w którym przeczekaliśmy burzę. 
  • Resturacja Banyan Bay Villas na północnym krańcu wyspy. Wstąpiliśmy tam na krótką przerwę i napoje w czasie wędrówki dookoła wyspy (będę jeszcze o tym pisać).
  • Kolejne miejsce: Tingrai Restaurant; jadłam tam najlepszą kolację na wyspie i najlepszego pad tai podczas całych dwóch tygodni w Tajlandii. Niedaleko naszego hotelu, idąc główna ulicą na północ, za pierwszym zakrętem. Mała chatka po prawej stronie ulicy z drewnianymi stołami i menu wystawionym przed budynkiem. Polecam. Było pysznie i tanio!
WYPOŻYCZENIE ROWERU:
Wyspę można objechać rowerem. Wypożyczanie roweru na cały dzień to koszt 100 THB.
Można też wypożyczyć skuter, ale nie sprawdzaliśmy cen.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Korzystanie z treści oraz zdjęć bloga POLOWANIE NA MOTYLE (renata-fotografia.blogspot.com) bez wiedzy właściciela jest zabronione. (Dz. U. Nr 24, poz. 83)
Obsługiwane przez usługę Blogger.