Nasz ubiegłoroczny wyjazd do Tajlandii zaczęliśmy i skończyliśmy w Bangkoku. Dla mnie była to już druga wizyta w tym mieście. To tutaj rozpoczęła się moja podróż do Azji w 2016 roku, tutaj też się zakończyła.
Zatrzymaliśmy się nawet w tym samym hotelu, położonym w centrum miasta spacerową odległość od Khao San Road i największych atrakcji miasta.
Początek tego wyjazdu to dwa dni spędzone w tym zwariowanym mieście; tłocznym, kolorowym, chaotycznym, brudnym i gorącym - a jednocześnie wciągającym. Tak, Bangkok mnie wciągnął po raz drugi. Podobno to miasto się kocha, albo nienawidzi, my się zaprzyjażniliśmy. Z każdą wizytą coraz bardziej.
Bangkok przywitał nas upałem, wieczorem zaserwował tropikalną ulewę. Przez dwa kolejne dni kiedy przemierzaliśmy miasto wzdłuż i wszerz z nieba lał się tylko żar. A my uparcie zwiedzaliśmy złote świątynie, jedliśmy tajskie pyszności, chłodziliśmy się wodą kokosową i łapaliśmy tuk-tuki za grosze. A wieczorami trafialiśmy na lokalne imprezy lub tłoczną i głośną Khao San Road.
Bangkok da się lubić, zobaczcie sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz