Choć tłoczny, upalny i koszmarnie wilgotny. Choć spacerując po nim masz dosyć i chcesz tylko usiąść i już nie cierpieć z powodu duchoty. Choć musisz się zatrzymywać co jakiś czas i uzupełniać zasoby kończącej się w oka mgnieniu wody. Choć w niektórych miejscach tłumy turystów sprawiają, że masz ochotę uciekać, a sprzedawcy na widok białej twarzy podnoszą ceny. Choć czasami trudno przejść przez ulicę i musisz nauczyć się zgrabnie manewrować pomiędzy pędzącymi samochodami i tut-tukami. Choć przeraża Cię ilość plastiku i folii jakie się tam zużywa, a tony śmieci na ulicach wołają o pomstę do nieba.
Bangkok da się lubić.
Za wszędobylskie kolory i złote świątynie górujące nad miastem. Za tak egzotyczne dla nas buddyjskie zwyczaje i obrzędy. Za parki i ogrody z cudownymi roślinami, które można podziwiać bez końca (bo w Polsce mamy je tylko w doniczkach). I ogromne, wyjątkowe drzewa. Za kolorowe owoce, których w Polsce ze świeczką szukać. Za wodę kokosową. Za przepyszne mango, które tam jest o niebo lepsze. Za rozgardiasz i azjatycki luz. Za szybką jazdę kolorowymi tuk-tukami po zatłoczonych ulicach. Za przepyszne jedzenie za nieduże pieniądze. Za to, że Bangkok będzie już zawsze miejscem pierwszej wizyty w Azji i zawsze będzie miejscem kojarzącym się z wakacjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz