W drodze powrotnej z Pienin (z jednego z lepszych weekendów w tym roku) wstąpiliśmy do Zalipia, małej wsi na północy Małopolski. Zawsze (tj. odkąd dowiedziałam się o istnieniu tej miejscowości) chciałam na własne oczy zobaczyć chaty w kwiaty.
Zwyczaj malowania chat w Zalipiu pochodzi z XIX w., kiedy to pojawiły się kominy, a dym z paleniska nie krążył po domu i nie okopcał białych ścian. Gospodynie z Zalipia wraz z pojawieniem się kominów zaczęły przyozdabiać swoje domy kwiecistymi wzorami. Najbardziej znaną zalipiańską malarką jest Felicji Curyłowa, która rozsławiła Zalipie na całym świecie.
Aż trudno w to uwierzyć, ale Zalipie bardziej niż w Polsce jest znane poza jej granicami. Większość turystów odwiedzających Zalipie to grupy zagraniczne (najwięcej jest grup japońskich).
My wizytę w Zalipiu zaczęliśmy właśnie od zagrody w której mieszkała kiedyś Felicja Curyłowa (dzisiaj jest to Filia Muzeum Okręgowego w Tarnowie). Tuż obok Muzeum znajduje się stara, malowana chata kryta strzechą. Warto zajrzeć również do Domu Malarek , obok którego znajduje się najpiękniejsza malowana chata.
Co roku w niedzielę po Bożym Ciele (czyli dokładnie wtedy, kiedy my tam byliśmy) organizowany jest konkurs na najpiękniejszą malowaną chatę. Z tej okazji przy Domu Malarek były tłumy, scena, stragany, smażone kiełbaski i balony. Uciekliśmy stamtąd szukać malowanych chat i faktycznie kilka udało się znaleźć. Jedne stare i zaniedbane chałupy, inne nowe gospodarstwa, gdzie mieszkańcy kultywują tradycję malowania chat. I choć w Zalipiu malowanych chat jest mniej niż się spodziewałam to jedno jest pewne warto te chaty zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz