Jeden z sierpniowych gorących weekendów spędziliśmy na wschodzie Polski. Zaledwie dwa dni a działo się tyle, że do tej pory nie sposób tego ogarnąć. Były grille; nawet dwa. Były dzieci: dokładnie szóstka. Było kilkanaście
osób i długi stół w garażu, aby ich wszystkich pomieścić. Były koty;
jeden duży i trzy małe. I cała tona jedzenia: mięsa, kiełbasy, kaszanki i
ciasta i torty. I letnie, przepyszne owoce. Był upał, błękitne niebo i
gorące słońce przez dwa dni. Były dziecinne zabawy; piaskownica,
zjeżdżalnie, traktorki, hulajnogi i rowery. A dla dorosłych kalambury,
które rozbawiały do łez. Były potłuczenia, siniaki i nawet jedna
skręcona noga. Była masa zabawy i uśmiechu. I tylko snu było mało…
Była to powtórka z rozrywki. Dwa lata temu też był letni (wtedy lipcowy) weekend spędzony na wschodzie, równie kolorowy jak tegoroczny. Tylko miejsce trochę inne i gromadka dzieci była mniej liczna, a one same trochę mniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz