„Wśród zielonych
lasów, w dolinie rzeki Kamiennej, na zboczach Karkonoszy i Gór Izerskich,
rozciąga się magiczny ogród historii, tradycji, wierzeń, magii i natury.
Jego władcą jest Duch Gór, zwany Karkonoszem, Rzepiórem bądź
Liczyrzepą. Nieprzewidywalny jak siły natury. Czasem bezlitosny, czasem
łaskawy i opiekuńczy. Jest prawdopodobnie tak stary jak same góry. Pan na
swoich włościach pilnie strzegący podziemnych skarbów i opiekujący się żywymi
stworzeniami mieszkającymi w granicach jego królestwa.”*
Nie mam szczęścia do zimowych wyjazdów w góry. Zawsze na
czas planowanego pobytu pogoda się pogarsza i z pięknej białej zimy, pełnej
słońca i niebieskiego nieba zmienia się w tę gorszą zimę. Zamgloną, zachmurzoną,
z wiatrem urywającym głowy, ze śniegiem
(a nawet deszczem). I z halnym, który
rozpuszcza śnieg i z zimy robi wiosnę.
Zimowy wyjazd w góry 2019. Tym razem padło na Karkonosze,
gdzie postanowiliśmy spędzić kilka lutowych dni. Prognozy pogody wydawały się
dobre. Jeszcze na dzień przed naszym wyjazdem była piękna pogoda, dobra
widoczność i idealne warunki do wędrowania. Ale w czwartek kiedy dotarliśmy do
Karpacza, wszystko się zmieniło. Znany w Karkonoszach Duch Gór Liczyrzepa nie
był przyjaźnie nastawiony. Zgodnie z legendą aby go udobruchać i prosić o
przychylność i dobre warunki w górach niegdyś składano w ofierze czarnego
koguta. My ofiary nie złożyliśmy i dobrej pogody też nie było…
Mimo wszystko założony plan wędrówki zrealizowaliśmy, odwiedziliśmy zaplanowane miejsca, ale nie można powiedzieć, że było to przyjemne wędrowanie. Częściej była to walka z wiatrem, który chciał porwać człowieka, z wiatrem, który unosił ostre drobinki śniegu i lodu i ciskał nimi prosto w twarz. Wędrówka w mlecznej nicości, bez widoków, bez niebieskiego nieba i słońca.
Czarnym szlakiem z Karpacza ruszyliśmy w kierunku Kopy, aby
potem skierować swoje kroki do Schroniska Dom Śląski i o ile warunki pozwolą na
Śnieżkę. Widoków nie było zbyt wiele. Wiatr wiał jak opętany. Chmury nad
głowami szalały, biegając po niebie jak sprinterzy. Czasami zostały na tyle
rozwiane, że było nam dane ujrzeć kawałek błękitnego nieba. A zaraz potem była
znowu mleczna kraina, w której wypatrywaliśmy tyczek znakujących szlak.
Dom Śląski zobaczyliśmy dopiero w momencie kiedy przed nim
stanęliśmy. Był to nasz pierwszy przystanek i czas na decyzję czy wchodzić na
Śnieżkę. Nie było nic widać, więc nawet jak wejdziemy na szczyt nie ma co
liczyć na widoki. W schronisku spędziliśmy ponad godzinę, po czym
stwierdziliśmy, że mamy siły i ochotę i wchodzimy do góry.
To co spotkało nas przy wyjściu ze schroniska, było jednym z
lepszych momentów wyjazdu. Liczyrzepa na chwilę pokazał swoją lepszą stronę. Chmury
się rozeszły, wiatr chwilowo ustał i pokazała nam się Śnieżka. Biała, piękna na
tle niebieskiego nieba. Trwało to dokładnie 8 minut, a potem widoczność zmalała
jeszcze bardziej niż wcześniej. W całkowitej mlecznej mgle nie widząc nic poza
tyczkami znakującymi szlak wraz z innymi turystami (którzy wchodzili na szczyt
pomimo brzydkiej pogody) zdobyliśmy Śnieżkę. Na górze spędziliśmy około godziny
z nadzieją, że może na moment wiatr rozgoni chmury. Ale nie rozgonił. Pokryta
lodem kaplica Św. Wawrzyńca momentami zlewała się z mlecznym niebem. Obserwatorium
Meteorologiczne częściej wyłaniało się zza chmur i mgły. Widoki ze szczytu
mogliśmy sobie jedynie wyobrazić.
Kiedy przyszedł czas na powrót, swoje kroki skierowaliśmy niebieskim
szlakiem do Schroniska Strzecha Akademicka, gdzie mieliśmy zaplanowany nocleg. Spacer
Równią pod Śnieżką nie był przyjemnością, bo na odsłoniętym terminie wiatr
dudnił jeszcze bardziej, skutecznie uniemożliwiając marsz. Chyba godzinę zajęło
nam dotarcie do Strzechy. A tam czekał już tylko pyszny obiad (naprawdę
pyszny!) i ciepły pokój. I z tej perspektywy nie przeszkadzała już nawet
zamieść śnieżna szalejąca za oknem.
Rano musieliśmy jednak opuścić ciepły pokój, śnieżyca za oknem
wydawała się jeszcze większa. Choć czekał nas tylko krótki spacer do Schroniska
Samotnia (gdzie planowaliśmy przerwę) nie chciało się wychodzić. W Samotni
zatrzymaliśmy się tylko na obiad, a potem znowu ruszyliśmy w drogę, tym razem
już prosto do Karpacza.
Pogoda, podobnie jak Liczyrzepa, złagodniała. Już nie była
jak demon i zły duch budzący niegdyś strach wędrowców, a stała się jak ten
dzisiejszy dobry Duch Gór, który zbłąkanym wędrowcom pomaga odnaleźć drogę. Już
bez śnieżycy i wiatru maszerowaliśmy prosto do Karpacza.
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
NOCLEG:
W Karpaczu nocowaliśmy w pokojach w Williwil (bardzo
przyjemne pokoje) położonej na obrzeżach miasta. Drugi nocleg mieliśmy w
Schronisku Strzecha Akademicka. Warunki schroniskowe, ale bardzo dobre jedzenie.
RESTAURACJE:
Podczas pobytu w Karkonoszach jedliśmy głównie w schroniskach na szlaku, ale byliśmy też w dwóch restauracjach położonych w Karpaczu:
Podczas pobytu w Karkonoszach jedliśmy głównie w schroniskach na szlaku, ale byliśmy też w dwóch restauracjach położonych w Karpaczu:
- Restauracja U Ducha Gór: bardzo klimatyczne miejsce, chata zbudowana z bala w typowo góralskim stylu. Jedzenie dobre choć jedno z podanych nam dań było zimne (to samo słyszeliśmy od gości przy stoliku obok).
- Restauracja Dwór Liczyrzepy: dobre regionalne potrawy. Wiele z podawanych dań zostało nagrodzonych na Festiwalu Smaków Liczyrzepy. Ceny przystępne, choć wygląd restauracji i znajdujące się tam dekoracje wprawiają trochę w osłupienie. Tym bardziej, że restauracja znajduje się przy stoku, a wnętrze wygląda tak jakby spodziewano się gości w garniturach.
- Bufety w Schroniskach Dom Śląski, Strzecha Akademicka, Samotnia, Odrodzenie. Wszędzie pyszne domowe jedzenie, choć ceny nie są najniższe (jak to w schroniskach).
SZLAKI W GÓRACH:
Zimą w górach trzeba brać pod uwagę zimowe trasy zamkniętych szlaków. Z uwagi na zagorzenie lawinowe część szlaków jest
zamknięta i zostały wytyczone ich zimowe obejścia. Mapę z zaznaczonymi zamkniętymi szlakami znajdziemy na
stronie Karkonoskiego Parku Narodowego:
Nasza trasa:
- Karpacz --> Dom Śląski --> Śnieżka (czarny szlak)
- Śnieżka --> Dom Ślaski --> Strzecha Akademicka (czarny i niebieski szlak)
- Strzecha Akademicka --> Samotnia --> Karpacz, Kościół Wang (niebieski szlak)
* Cytat pochodzi ze strony: www.szklarskaporeba.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz