Pamiętam jak niedawno pisałam o roku 2018, który się kończył. Dzisiaj, wydaje się chwilę później, kończymy już 2019 rok. Kolejny rok który przeleciał, niektóre dni niezauważalne, inne bardzo ważne i zapamiętane do końca życia. Jedne stracone, a jeszcze inne przynoszące ze sobą coś nowego na przyszłość.
Dużo podróżowaliśmy, ale też dużo czasu spędzaliśmy w domu (były miesiące, że nie ruszaliśmy się z Warszawy). W 2019 roku na wyjazdach, tych długich i tych krótkich weekendowych spędziliśmy 51 dni, kolejne 41 dni (17 weekendów w tym kilka długich) na wyjazdach w nasze rodzinne strony.
W styczniu nie ruszaliśmy się z Warszawy, mieliśmy jechać w góry, ale z uwagi na chorobę wyjazd przełożyliśmy na luty. Tym samym na początku lutego wylądowaliśmy w Karkonoszach. Zgodnie z tradycją kilka dni przed naszym wyjazdem przyszło ocieplenie i odwilż - ale pomimo tego udało nam się znaleźć zimę. Duch Gór Liczyrzepa nie był dla nas łaskawy, nie pozwolił
zobaczyć swojej krainy w piękniej zimowej scenerii. Na szlaki zesłał
białe jak mleko mgły; chmury, które łączyły się z ziemią i wiatr, który
nie pozwalał ustać na nogach. Wiatr, który podrywał sypki śnieg i wiał z
prędkością huraganu. Pomimo wszystko zimę znaleźliśmy. Weszliśmy na Śnieżkę, przeszliśmy
kilka szlaków i nawet kiedy wiatr przegonił chmury i ukazało się
niebieskie niebo zobaczyliśmy coś poza białą nicością (trwało to
dokładnie 8 minut). Odwiedziliśmy
cztery karkonoskie schroniska, które były dla nas celem wędrówek i
przynosiły oddech od szalejącej za oknem wichury.
W marcu byliśmy przede wszystkim w Warszawie, odwiedziliśmy mój ulubiony Kampinoski Park Narodowy i kręciliśmy się po mieście, odwiedzając między innymi Pragę szlakiem kolorowych murali.
W kwietniu kiedy wiosna stała już na progu progu pojechaliśmy na Podlasie, po raz kolejny odkrywając Podlaski Szlak Tatarski. Ruszyliśmy do miejsc, których nie udało się odwiedzić poprzednim razem. Odwiedziliśmy Sokółkę i Muzeum Tatarskie, meczet w
Bohonikach i klimatyczny mizar położony na wzniesieniu na skraju wioski. Nie pominęliśmy odbudowującej się po pożarze Tatarskiej Jurty. Spędziliśmy wieczór w arboretum w Kopnej Górze, a na bazę wybraliśmy Supraśl z piękną cerkwią i zachwycającym Muzeum Ikon.
A potem przyszła majówka i jedno z największych odkryć tego roku - Spisz. W czasie kiedy wszyscy Polacy ruszyli na majówkę, my wybraliśmy idealne miejsce na długi weekend. Puste i ciche, bez tłumów i kolejek na szlakach. Trafiliśmy na szlaki, na których niejednokrotnie byliśmy zupełnie sami. I aż wstyd, ale do dzisiaj nie przygotowałam wpisów z tego wyjazdu. Niebawem to naprawię.
Czerwiec rozpoczęliśmy od weekendu na Suwalszczyźnie, którą tak bardzo lubię. Większość czasu spędziliśmy w Augustowie, ale udaliśmy się też na wycieczki po okolicy m.in. do Sejn. W drodze powrotnej zahaczyliśmy też o Skansen w Nowogrodzie.
Połowa miesiąca to nasz pierwszy długi wyjazd w 2019 roku, polecieliśmy do Grecji, na Korfu. Wyspa przywitała nas upałem jeszcze większym niż w Polsce. Przez tydzień odkrywaliśmy północną część wyspy. Spacerowaliśmy po miasteczkach i wioskach, odkrywaliśmy plaże ukryte gdzieś daleko pomiędzy górami. Piliśmy niezliczone ilości mrożonej kawy. Małym czerwonym autkiem kręciliśmy się po drogach wijących się jak węże między górami. Czasami posiedzieliśmy na plaży i pomoczyliśmy się w morzu. Wjechaliśmy na najwyższy szczyt wyspy i podziwialiśmy Albanię - bliską na wyciągnięcie ręki. Zachwyciły nas gaje oliwne - to najpiękniejsze co posiada na wyspa. I pyszne jedzenie na które zawsze była pora.
Pozostała część miesiąca z uwagi na uroczystości rodzinne to kilkukrotne pokonywanie trasy Warszawa-Lublin.
Wakacje, nie licząc rodzinnych weekendów na Lubelszczyźnie i Mazowszu, spędziliśmy w mieście. Pod koniec lipca wybraliśmy się na weekend w okolice Tomaszowa Mazowieckiego i był to czas pełen wrażeń. To kraina pełna legendi baśni, zabytków i atrakcji krajobrazowych. Odwiedziliśmy Skansen Rzeki Pilicy i Niebieskie Źródła w Tomaszowie, okolice Zalewu Sulejowskiego z starym zakonem cysterskim, w którym dzisiaj znajduje się hotel i gdzie mieliśmy okazję nocować. Zwiedzaliśmy tajemnicze Groty Nagórzyckie i małą wieś Inowłódz z maleńkim (ale jakże ważnym) kościołem nad nią górującym.
Wrzesień upłynął pod tytułem pobytu w domu i wycieczek po okolicy. Po raz kolejny zawitaliśmy w Kampinoskim Parku Narodowym szukając nieistniejącej już wsi Ławy. Ruszyliśmy też na jakże inspirującą podroż szlakiem serialu "Stulecie Winnych".
Październik to podróż na Dolny Śląsk w Góry Kaczawskie. Był to wyjazd podporządkowany głownie szukaniu agatów. Nigdy nie przypuszczaliśmy, że Kraina Wygasłych Wulkanów tak nas zachwyci. Te 5 dni były najlepszym wyjazdem w całym roku. Idealna pogoda, piękna (najpiękniejsza) jesień, góry, pyszne jedzenie i ambitne szukanie agatów. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego jesiennego wyjazdu w góry.
Koniec listopada przyniósł największy i najdalszy wyjazd tego roku. 23 listopada w zimny, jesienny wieczór wsiedliśmy do samolotu i 11 godzin później znaleźliśmy się w gorącej i wilgotnej Azji. To miała być nasza rzeczywistość na kolejne 14 dni. Zaczęliśmy od Singapuru, w którym też skończyliśmy cały wyjazd. Ale większość czasu poświęciliśmy na Malezję, którą przejechaliśmy z południa na północ. Wypoczywaliśmy na wyspie Penang, odwiedziliśmy park narodowy w którym wędrowaliśmy po dżungli. Odwiedziliśmy słynne George Town pełne kolorowych murali, jedliśmy pyszności na nocnych marketach. Zobaczyliśmy jedno z najpiękniejszych miejsc w życiu - soczyście zielone pola herbaty. Kąpaliśmy się w basenie z widokiem na Kuala Lumpur i spacerowaliśmy po parku u stóp Petronas Tower. Jedliśmy smakołyki z czterech kuchni i piliśmy pyszną wodę kokosową i rewelacyjną malezyjską herbatę. Dwa tygodnie szybko zleciały i przyszedł czas na powrót do zimowej Polski.
Kiedy wróciliśmy był już grudzień i aby z przytupem wejść w świąteczny klimat zaraz po powrocie ruszyliśmy na świąteczny jarmark w stolicy. W tym roku miał być jeszcze jeden jarmark w innym mieście, ale znowu nie wyszło. Na święta uciekliśmy z miasta, końcówkę miesiąca spędziliśmy w Warszawie gdzie przywitaliśmy też Nowy Rok.
Dzisiaj pierwszy stycznia a my w drodze! :) Nowy Rok zaczynamy podróżniczo. Niech 2020 będzie jeszcze piękniejszy i bogatszy we wrażenia niż poprzedni. Tego sobie i Wam życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz