Kiedy odsłoniłam grube, bordowe zasłony po tarasie płynęła woda. Padało. Albo nie - lało! Kolejny dzień na Azorach i pierwszy deszcz. Odsłoniliśmy wszystkie okna, zjedliśmy śniadanie i z nadzieją w oczach patrzyliśmy za okno, licząc, że przestanie padać.
Zbieraliśmy się do drogi. Plany na dzisiaj to tropikalny las i Lagoa do Fogo (Jezioro Ognia). Deszcz nie był mile widziany, szczególnie tego dnia. Ale padać nie przestawało, co prawda ulewa zmieniła się na szczęście w mżawkę, ale nie chciała się skończyć...
Kiedy dotarliśmy do pierwszego miejsca zza chmur lekko wychodziło słońce, ale zaraz znowu zaczęło padać. I tym sposobem wędrowaliśmy po zielonej azorskiej "puszczy" w strugach deszczu.
Calderia Velha to niesamowite miejsce. Las jaki niegdyś porastał całe Azory. Z bujną zieloną roślinnością, z paprociami drzewiastymi i gorącymi źródłami podgrzewanymi przez wulkan (podobnie jak na Islandii), w których można się wykąpać. A woda cały czas ciepła, niezależnie od temperatury powietrza. Choć padało było pięknie.
Gdy wróciliśmy do samochodu wyszło słońce :) Kierowaliśmy się teraz w kierunku gór wśród których położone jest jezioro Ognia (Lagoa do Fogo) - najwyżej położone i jedno z najbardziej znanych jezior na wyspie.
Przy jeziorze zrobiliśmy dłuższy postój. Deszcz już nie padał, po niebie chodziły chmury, nad górami mgły. Słońce tylko czasami błyskało zza chmur. Z punktu widokowego zeszliśmy szlakiem na dół, aż nad samą taflę wody. Wąska ścieżka wśród zielonej bujnej roślinności zaprowadziła nas do małej kamienistej plaży. Na dole oprócz ciszy słychać było jedynie wrzaski mew.
Po południu udaliśmy się na południe wyspy. Pogoda zmieniła się całkowicie. Na niebieskim niebie świeciło ostre słońce. Dzień zakończyliśmy pięknym zachodem słońca w miejscowości Villa Franca do Campo, ale to już zupełnie inna historia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz