6 lutego 2017

MUI NE (CZ II): TOTALNE LENISTWO

Drugi dzień w Mui Ne był jeszcze bardziej leniwy niż pierwszy. Zaczęłam go bardzo wcześnie rano, kiedy to ok. godziny 6:00 zwlekłam się z łóżka aby iść na plażę i podpatrywać rybaków, wyciągających sieci z wody.



I okazało się, że świat w tej nadmorskiej wsi jest najpiękniejszy właśnie wczesnym rankiem. Błękitne niebo, trochę mniej błękitna woda, ciepłe słońce oświetlające zielone palmy i kolorowe łódki stojące na miękkim piasku. Choć była 6 rano upał był koszmarny, a na plaży rybacy wyławiali z morza swoje skarby. 








Po plaży biegały kraby, nad głową szumiały palmy. Było tak kolorowo, że w tamtym momencie nie przeszkadzały mi nawet tony śmieci, które walały się dookoła. Ten poranek to był zdecydowanie najlepszy moment z całego pobytu w Mui Ne.  

Rybacy segregujący "skarby" wyłowione z morza











Reszta dnia minęła nam na spacerowaniu po wiosce, leżeniu na plaży i zwyczajnym nic nierobieniu. Włóczyliśmy się między domkami, zaglądaliśmy do szkoły, zatrzymywaliśmy się na jedzenie min. na najlepsze sajgonki jakie w życiu jadłam.

Codzienność na głównej ulicy w Mui Ne



Szkoła w Mui Ne.


Najlepsze sajgonki jakie w życiu jadłam. Kupione na migi pod bramą szkoły w Mui Ne. Zjedzone przy miniaturowym stoliku, z kolanami pod brodą i z widokiem na okolicę i rodziców odbierających dzieci ze szkoły. .

Odbieranie dzieci ze szkoły. Taki widok dzieci upchniętych na skuterze to w Wietnamie codzienność.








Dłuższą chwilę stałyśmy i patrzyłyśmy na to co robi ta Pani. Małe naleśniko-sajgonki pieczone w tych śmiesznych foremkach. Do każdej foremki Pani wkładała kawałeczek mięsa, krewetkę i inne owoce morza, posypywała szczypiorkiem i to się chwilę piekło. Później wlewała całe jajko i posypywała kiełkami. Takiego placka zawijała w rulonik i pakowała po trzy do kartonowych pudełek, które znikały w mgnieniu oka.


Tradycyjna, wietnamska restauracja. Garaż przykryty blachą falistą, kuchnia na kółkach i miniaturowe stoliki dla gości gdzieś na chodniku.

Rambutany, jedne z owoców, które w Azji były dla mnie nowością. Ale rambutany smakowały mi najmniej ze wszystkich.



Po południu znów wychodzimy na plażę, ale teraz jest zupełnie inaczej. Tylko wczesnym rankiem niebo jest błękitne, później zasłania się szarymi chmurami. I choć upał nie ustępuje i nadal nie można wytrzymać z gorąca, to nie widać już słońca na zachmurzonym niebie. Plaża nie jest już tak kolorowa jak o wschodzie słońca. Jest niby podobnie, a zupełnie inaczej.





Nasz ostatni zachód słońca w Mui Ne.

Ten dzień był naszym ostatnim w Mui Ne. Kolejnego dnia po śniadaniu wsiadamy w autobus i ruszamy dalej na północ Wietnamu do Hoi An – kolejnego przystanku na naszej trasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Korzystanie z treści oraz zdjęć bloga POLOWANIE NA MOTYLE (renata-fotografia.blogspot.com) bez wiedzy właściciela jest zabronione. (Dz. U. Nr 24, poz. 83)
Obsługiwane przez usługę Blogger.