Kiedy w końcu udało nam się wydostać z Mediolanu, z którego wcale nie było tak łatwo wyjechać (pisałam o tym TUTAJ), późnym popołudniem dotarliśmy nad Jezioro Garda do miejscowości Desenzano del Garda. W odróżnieniu od Mediolanu tutaj był spokój, cisza i taka sielska atmosfera typowa dla miejscowości leżących nad wodą.
W Desenzano spędziliśmy dwa dni. Kręciliśmy się po ciasnych uliczkach, siedzieliśmy nad jeziorem, prażyliśmy się w upalnym czerwcowym słońcu. Jedliśmy przepyszne lody (smak zielone jabłuszko i melon - to już mój ulubiony) i włoskie makarony. W naszym hotelu wraz z recepcjonistką (pół-Polką, pół-Włoszką) słuchaliśmy relacji z meczu. Piliśmy włoską kawę w jakichś małych kawiarenkach, wspięliśmy się na wzgórze zamkowe skąd było widać panoramę jeziora. Z racji, że był to weekend trafiliśmy na jakieś pochody i występy, odbywające się na głównym placu. No i kupiliśmy bilety na prom i popłynęliśmy w jeszcze jedno miejsce - do Sirmione, małej miejscowości położonej na półwyspie na Jeziorze Garda (o Sirmione będzie niebawem).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz