Wcześniejsze posty z Gruzji możecie zobaczyć TUTAJ
Jeziora Koruldi nie były planowane, w sumie to nawet nie mieliśmy na nie czasu, ale jednak je zobaczyliśmy. Tego dnia mieliśmy już opuszczać Swanetię i jechać do Batumi, była przed nami długa droga. Szkoda było jednak nie zobaczyć jezior…
Wstaliśmy więc bladym świtem, o 6 siedząc już w samochodzie w drodze na szlak. Z mapy wynikało, że do pewnego punktu można dojechać samochodem. Śpieszyliśmy się, chcieliśmy więc dojechać najbliżej jak to będzie możliwe. Koniec końców zatrzymaliśmy się ok 10-15 min. spaceru od jezior (a można było jechać aż nad same jeziora – jak robiła to spora ilość aut, które mijaliśmy w drodze powrotnej).
Kiedy tylko wjechaliśmy na górę zaczęły się widoki, piaszczysta (choć czasami bardzo wyboista) droga prowadziła przez zielone łąki, otoczone przez ośnieżone szczyty. Z każdej strony widok był tak piękny, że nie można się było zdecydować w którą stronę patrzeć. Wśród traw małe domki pasterskie i jedna droga prowadząca tuż nad jeziora.
A jeziora? Rację ma każdy, kto mówi, że w tej wędrówce celem samym w sobie jest droga – nie jeziora. Bo jeziora to takie większe kałuże. I rozczaruje się ten, kto myśli, że jeziora Koruldi będą podobne do np. do Morskiego Oka. Nic bardziej mylnego
Szlak jest piękny, bo droga pośród kaukaskich łąk w otoczeniu wysokich szczytów jest piękna. A jeziora są tylko małym dodatkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz