3 stycznia 2013

TENERYFA: EL TEIDE I MARSOWE KRAJOBRAZY

Trzecia część fotoreportażu z Teneryfy to wulkaniczne centrum wyspy. Znajduje się tam najwyższy szczyt Hiszpanii - wulkan El Teide. W celu ochrony wulkanu, formacji skalnych i unikatowych widoków został utworzony park narodowy.


Do parku dostaliśmy się od północnej strony wyspy, pokonując krętą drogę wśród sosnowych lasów. Temperatura i krajobrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Samochodowy termometr z każdym zakrętem i wzrostem wysokości n.p.m. pokazywał coraz niższą temperaturę. Rano jak wyjeżdżaliśmy, na „dole” w Puerto de La Cruz było 20 st ciepła, na wulkanie zaledwie 6 st i okropny wiatr. 

Kiedy już znaleźliśmy się nad chmurami, a sosnowy las pozostawiliśmy za sobą, przed nami rysował się widok na leżące w dole miasteczka i górujący dumnie nad wyspą – wulkan. Droga wijąca się pomiędzy wulkanicznymi, brunatnymi skałami doprowadziła nas do stóp El Teide.


Stamtąd pozostał nam tylko spacer do wyciągu. Na szczyt wulkanu wwozi nas kolejka linowa. Prawda jest taka, że aby wjechać na górę trzeba swoje odstać w kolejce do kolejki (my czekaliśmy około 20-25 minut – a trzeba pamiętać, że październik to niski sezon). Z racji, że jest to najszybszy sposób dostania się na wulkan zainteresowanie jest spore.

Jak dla mnie, szczyt wulkanu (a właściwie górna stacja kolejki, bo szczyt jest trochę wyżej) niczym nie zachwyca. Widoki nie są wcale lepsze niż te na punktach widokowych rozmieszczonych w całym parku. Więc można by się zastanowić, czy warto wydawać pieniądze. Moim zdaniem nie warto. Choć może warto wjechać właśnie po to, aby samemu się przekonać czy było warto.

Kiedy już znaleźliśmy się znowu na dole, pojechaliśmy zobaczyć rozsławione skały Roques de Garcia. Wszystkim zapewne znana jest, rysująca się na tle wulkanu, skała Dedo de Dios („palec Boży”).

Roques de Garcia to jedno z ostatnich miejsc, jakie odwiedziliśmy w parku. Wracając do hotelu zatrzymaliśmy się jeszcze na zachód słońca. Pomarańczowe promienie ciepło oświetlały ogromne zbocza wulkanicznej lawy. 


Tym sposobem dobrnęliśmy do końca tego posta i końca 3-odcinkowej relacji z wyjazdu. Tak jak pisałam, na Teneryfie faktycznie jest co robić – polecam ją tym, którzy tak jak ja nie znoszą wylegiwać się na plaży i chcą jak najwięcej zobaczyć. Tydzień to optymalny czas na objazd po najważniejszych atrakcjach wyspy (przy założeniu, że codziennie gdzieś jedziemy), choć nam i tak nie udało się zobaczyć wszystkiego ze sporządzonej przeze mnie listy…, ale cóż może innym razem…

2 komentarze:

  1. Super marsjańskie fotki z parku narodowego, mieszkam tu kupe lat i zawsze mogę podziwiac ten park i Teide

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zdjęcia się podobają - szczególnie komuś kto ma takie widoki na co dzień.

      Usuń

Korzystanie z treści oraz zdjęć bloga POLOWANIE NA MOTYLE (renata-fotografia.blogspot.com) bez wiedzy właściciela jest zabronione. (Dz. U. Nr 24, poz. 83)
Obsługiwane przez usługę Blogger.