Ayutthaya – miejsce gdzie niegdyś biło serce Tajlandii, dawna stolica kraju. Dzisiaj to miasto, położone ok. 80 km. na północ od Bangkoku jest skupisko ruin pradawnych świątyń. Cel naszej jednodniowej wycieczki z Bangkoku.
Aby dotrzeć do Ayutthaya zdecydowaliśmy na bardziej skomplikowaną, ale i ciekawszą opcję, czyli samodzielną wycieczkę pociągiem. Po śniadaniu w „naszej” śniadaniowej „restauracji” w Bangkoku, pojechaliśmy tuk-tukiem na dworzec, skąd planowaliśmy zapłać pociąg do Ayutthaya. Wybraliśmy przejazd pociągiem w III klasie, z tubylcami, bez gwarancji miesza siedzącego. Bilet kosztował 15 BAT (czyli około 1,7 pln), droga trwała 2,5 godziny.
Jechaliśmy starym pociągiem z miejscową ludnością. Pociąg jechał, czasem stawał i zawracał kawałek, po to aby znowu ruszyć. Do celu dotarliśmy po 2,5 godzinach. Droga dłużyła się i dłużyła –przejeżdżaliśmy przez tereny wiejskie. Mijaliśmy biedne zabudowania na skraju Bangkoku i małe drewniane, kolorowe domki wśród zielonych pól.
Około południa dotarliśmy do celu, upał coraz bardziej dawał się we znaki. Obiad, krótki moment na oddech i już wypożyczaliśmy rowery na których mieliśmy zamiar zwiedzać niezliczone świątynie (w Ayutthaya podobno jest ich ok. 300). Na mapie zaznaczyliśmy kilka z nich: największą, najważniejszą, najciekawszą i ruszyliśmy w drogę. Na krętych uliczkach w nieznośnym upale, gubiliśmy się nie raz. Zwiedziliśmy kilka świątyń w kolejności zupełnie przypadkowej, czyli zgodnie z tym gdzie zaprowadziła nas droga.
Wat Maha That, jedna z najstarszych i najważniejszych świątyń Ayutthai. |
Na rozklekotanych rowerach jeździliśmy po zatłoczonych tajskich ulicach. Poruszanie się na rowerze po zwariowanych tajskich ulicach, gdzie wszyscy na siebie trąbią było nie lada wyzwaniem. Lewostronny ruch i nieznajomość trasy nie ułatwiały sprawy. W Polsce po takich drogach i tak ogromnych skrzyżowaniach nigdy nie odważyłabym się na manewrowanie rowerem między samochodami. Ale wtedy nie było czasu na takie rozmyślania, po prostu jechaliśmy do celu... skutecznie i z powodzeniem.
Wczesnym popołudniem dotarliśmy w okolice dworca, oddaliśmy rowery i kupiliśmy bilety na pociąg powrotny. Tym razem już ciemną nocą (choć była dopiero 18) ruszyliśmy w zatłoczonym pociągu w kierunku Bangkoku. Przy zamkniętych oknach za którymi szalała letnia ulewa (jak każdej nocy w Bangkoku), wraz z tłumem Tajów po 2,5 godzinach jazdy znaleźliśmy się znowu w Bangkoku.
ŚWIĄTYNIA WAT PHRA SRI SANPHET |
ŚWIĄTYNIA WAT CHAI WATTANARAM: ostatnia z odwiedzonych tego dnia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz