15 sierpnia 2018

SLOW WEEKEND NA WARMII

Jeden z lipcowych przedłużonych weekendów spędziliśmy na Warmii. Był to bardzo spokojny wyjazd, taki z typu Slow Travel, kiedy to spokojnie kręcisz się po mieście, wracasz 5 razy do tej samej lodziarni. Spędzasz czas w dużym rodzinnym gronie, a twoje dni kręcą się wokół jedzenia i nieśpiesznych spacerów wśród warmińskich łąk i jezior.
Bez planu i listy rzeczy "must see". Czasem ze świadomością tracenia czasu na bezczynnym siedzeniu na ławce.
Taki całkiem, ten wyjazd nie mój. Ale czasami potrzebny. 
 

 
Wyjazd zaczęliśmy późnym popołudniem w Olsztynie. To była moja pierwsza wizyta w tym mieście. Hotelik nad rzeką tuż przy starym mieście, spacery, wałęsanie się bez celu, przepyszne lody w lodziarni Kroczek i spokojne obiady w Restauracji Cudne Manowce. Wędrowaliśmy po mieście za dnia i w nocy i tuż po wschodzie słońca, kiedy to miasto było jeszcze zupełnie puste. W wielu miejscach byliśmy klika razy, do wielu wcale nie dotarliśmy, ale Olsztyn mnie zauroczył. I trzeba wrócić po więcej, nie tylko rewelacyjnych lodów od Kroczka. 










Odwiedziliśmy też Skansen w Olsztynku, ogromny, w niedzielne przedpołudnie trochę zatłoczony, ale klimatyczny. Z pijalnią ziół na zakończenie spaceru, w której można wybierać w nieskończoność: różane, pokrzywowe i lipowe lemoniady i herbaty ziołowe w tuzinie smaków (ta babki lancetowatej bardzo dobra). 







Po Olsztynie przyszedł czas na coś spokojniejszego (jeszcze bardziej!) i pojechaliśmy na warmińską wieś. Przez Gietrzwałd (w którym, co ciekawe, znajduje się sanktuarium Maryjne, gdzie miały miejsce jedyne w Polsce zatwierdzone przez Kościół objawienia) dotarliśmy do Nowego Kawkowa, chyba najbardziej znanego lawendowego pola w Polsce.
Choć lawenda była już u schyłku kwitnienia udało nam się zobaczyć jeszcze trochę fioletowych krzaczków. Pobyt w Nowym Kawkowie upłynął nam w zasadzie na nicnierobieniu, czyli siedzeniu na polu lawendy i włóczeniu się po okolicznych polach poprzecinanych oczkami wodnymi. W tych spacerach towarzyszył nam dzielnie czarny kot (dziwiło nas bardzo, że obcy kot chodzi z nami krok w krok przez kilka godzin, jak pies na spacerze). 

Na Lawendowym Polu znajduje się też Lawendowe Muzeum Żywe, w którym można podglądać proces suszenia i przetwarzania lawendy. Jednakże pomimo całego uroku tego miejsca, moje oczekiwania względem niego były zdecydowanie wyższe. Pobyt w Lawendowym Polu planowaliśmy od dawna, rok temu się nie udało, teraz pojechaliśmy trochę nie w porę, kiedy lawenda przekwitła. Naczytałam się wiele o Lawendowym Polu, przeglądałam ich piękną stronę internetową i moje oczekiwania chyba urosły zbyt bardzo w porównaniu z tym co zastaliśmy na miejscu.
Niezaprzeczalnym jest fakt, że jest to oryginalne i klimatyczne miejsce, jednak pole lawendy nie jest jakieś duże, ani spektakularne (większe wrażenie zrobiło na mnie Lisie Pole, które odwiedziliśmy wracając z Dolomitów), a dookoła Muzeum i na terenie gdzie znajdują się noclegi dla turystów panuje rozgardiasz (zdecydowanie nie w mojej estetyce). 






INFORMACJE PRAKTYCZNE:

Noclegi:
1) Olsztyn: Kamienica Górna 9; mały, skromny, ale uroczy hotel tuż nad rzeką, przy samej starówce. Pobyt byłby idealny gdyby nie całonocna impreza, która zakładała ciszę nocną.
2) Nowe Kawkowo: spaliśmy w agroturystyce w Lawendowym Polu. Pokój, który wynajęliśmy znajdował się w domu Gospodarzy. Pokój ten był najbardziej przyjemną częścią pobytu w Nowym Kawkowie.

Restauracje:
1) Cudne Manowce w Olsztynie: w Cudnych Manowcach byliśmy dwukrotnie i jedzenie bardzo nam smakowało. Polecamy!
2) Karczma Warmińska w Gietrzwałdzie: restauracja wygląda jak mały skansen, przyjemnie jest usiąść na dziedzińcu i rozkoszować się smaczną warmińską kuchnią. Co ciekawe jednym z dań były kluski lane z białym serem i skwarkami, które pamiętam z dzieciństwa spędzonego na Lubelszczyźnie (ciekawe, kto od kogo zaczerpnął przepisy)
3) Restauracja Park w Morągu: wstąpiliśmy tutaj tylko coś zjeść i trafiliśmy na pyszny chłodnik (chyba jeden z lepszych jakie jadłam w tym roku).

Wspominając o restauracjach koniecznie muszę napisać o Lodziarni Kroczek, gdzie jadałam najlepsze lody pod słońcem (i mówię, to ja, osoba, która za lodami nie przepada). Śmietanka z lat 50 - ten smak był kwintesencją smaku lodów, maksymalnie śmietankowy, gęsty, idealny. Tak dobry, że podczas pobytu w Olsztynie jedliśmy te lody kilka razy dziennie. Na Starym mieście w Olsztynie są 3 miejsca gdzie sprzedają lody Kroczek (przynajmniej tyle znaleźliśmy) i choć wszędzie porcja kosztowała 4 pln, to jej wielkość różniła się w zależności od miejsca zakupu. Ale wszędzie i tak było pysznie!

Skansen w Olsztynku: skansen w Olsztynku latem czynny jest od 10:00 do 18:00. Teren skansenu jest dosyć duży, można po nim spacerować bez końca, za każdym zakrętem znajdując coś nowego. Na końcu skansenu znajduje się pijalnia ziół, gdzie możemy spróbować ziołowych herbat, lemoniad i zjeść coś małego.
Wstęp: bilet normalny do skansenu kosztuje 14 pln/os.

Lawendowe Muzeum Żywe:  mieści się w starej Łemkowskiej Chacie zbudowanej tuż obok lawendowego pola. W środku możemy zboczyć przedmioty codziennego użytku związane z lawendą (ale nie tylko). Stała wystawa prezentuje techniki uprawy lawendy i jej różnych zastosowań. Na piętrze, pod dachem suszą się zerwane lawendowe bukiety.
Czas otwarcia: Od 1 maja do 1 listopada codziennie oprócz poniedziałków od 11.00 do 18.00
Wstęp: bezpłatnie, nie ma opłat za zwiedzanie muzeum
 





  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Korzystanie z treści oraz zdjęć bloga POLOWANIE NA MOTYLE (renata-fotografia.blogspot.com) bez wiedzy właściciela jest zabronione. (Dz. U. Nr 24, poz. 83)
Obsługiwane przez usługę Blogger.