19 sierpnia 2012

WIEDEŃ: PRZEPYCH WIEDEŃSKICH SALONÓW

Krótki lipcowy weekend spędziliśmy w Wiedniu, gdzie udaliśmy się, ostatnio tak popularnym - Polskim Busem. Do Wiednia dojechaliśmy rankiem, po całej (chcąc, czy nie chcąc - meczącej) nocy spędzonej w autobusie. Po krótkiej wizycie w naszym hotelu, gdzie zjedliśmy śniadanie i zostawiliśmy walizki - udaliśmy się na zwiedzanie miasta.
Rozpoczęliśmy je od pałacu Schönbrunn - do którego zostaliśmy "doprowadzeni" przez dwie starsze Polki, które na widok ludzi patrzących na mapę i rozmawiających po polsku (czyli nas :)) chyba poczuły przypływ patriotycznych uczuć i chęć pomocy :)
Sam pałac Schönbrunn przypomina Wersal i podobno został zbudowany właśnie na podobieństwo Wersalu. Jest otoczony ogromnymi (francuskimi oczywiście) ogrodami - po których krążyliśmy w niemiłosiernym upale, co chwilę uzupełniając braki płynów we wszędobylskich studzienkach. Nie wiem czy wiecie, że wiedeńska woda jest jedną z najczystszych na świecie. Wiedeń taką wodę zawdzięcza górskim źródłom w Alpach - dlatego też bez obaw można ją pić ze wszystkich ujęć znajdujących się w mieście.





Niestety niemiłosierny upał i zmęczenie nie pozwoliło na dalsze kontynuowanie wycieczki - udaliśmy się na małą sjestę do hotelu,
a wieczorem znowu ruszyliśmy w miasto. Tym razem pojechaliśmy do centrum, kręciliśmy się w okolicach Parlamentu i wiedeńskiego ratusza, pod którym odbywał się festiwal filmowy, a wieczorem zaczęła się impreza.




Drugi dzień był całkiem inny niż pierwszy, postawiliśmy na odpoczynek i zabawę. Rano udaliśmy się nad Dunaj, wybrzeża którego
w weekend stały się miejską plażą wiedeńczyków. Od bawiących się dzieci, opalających dziewczyn, śmiałków kąpiących się w rzece, po staruszków grających w karty pod drzewem - wszyscy spędzali ciepłą letnią sobotę nad wodą. Wzdłuż rzeki znajduje się "międzynarodowa restauracja" - czyli knajpki z różnych zakątków świata - była kuchnia grecka i włoska, turecka i karaibska i wiele innych... polskiej nie widzieliśmy. Widzieliśmy za to inne przejawy polskiego patriotyzmu... :)





Po naddunajskich spacerach - przyszła pora na tą zabawową część dnia - czyli Prater - wiedeńskie wesołe miasteczko ze słynnym na cały świat diabelskim kołem - Riesenrad. Prater to raj dla miłośników szalonych zabaw. Ilość atrakcji rzeczywiście była ogromna - od bajkowych karuzel, przez różne inne sprzęty, które nawet trudno nazwać (ale we wszystkich chodziło o obracanie człowieka we wszystkie możliwe kierunki, czasami na niewyobrażalnych wysokościach), domy strachów, spływy wodne, po ogromne diabelskie koła. Z powodu mojego lęku wysokości skorzystaliśmy z niewielu atrakcji (przy czym na jednym z diabelskich kół podziwiałam Wiedeń z góry
z zamkniętymi oczami :)), ale i tak zabawy było co niemiara, szczególnie, że wieczorem przyszła burza.



Tak upłynęły 2 z 4 dni naszego pobytu w Wiedniu. Relacja z dalszej części wiedeńskich spacerów już niebawem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Korzystanie z treści oraz zdjęć bloga POLOWANIE NA MOTYLE (renata-fotografia.blogspot.com) bez wiedzy właściciela jest zabronione. (Dz. U. Nr 24, poz. 83)
Obsługiwane przez usługę Blogger.