27 sierpnia 2012

WIEDEŃ: WIEDEŃSKI SZYK (cz. 2)

Kolejną część wiedeńskich spacerów (czyli trzeci dzień naszego pobytu) rozpoczęliśmy trochę inaczej - wybraliśmy się bowiem na wzgórze Kahlenberg (po polsku Łysa Góra) - skąd roztacza się wspaniały widok na Wiedeń. Kahlenberg to jedno z wiedeńskich wzgórz, na których uprawia się winorośl - a sam Wiedeń to jedyna stolica na świecie, gdzie uprawia się winorośle w granicach miasta, osiągając przy tym imponujące wyniki (2,1 mln litrów rocznie).




Całą resztę dnia spędziliśmy w Ringu (Ringstrasse)  - czyli okazałym bulwarze w centrum miasta, który jest jednocześnie najbardziej reprezentacyjną ulicą Wiednia. Wewnątrz Ringu i w jego okolicach znajdują się najważniejsze zabytki stolicy Austrii (Opera Narodowa, pałac Hofburg, parlament, ratusz oraz wiele innych - część z nich mieliśmy już okazję zobaczyć w poprzednich dniach).

Zwiedzanie Ringu zaczęliśmy od Hofburga - czyli pałacu władców Austrii. Obecnie w budynku mieści się muzeum oraz rezydencja mieszkalna obecnego prezydenta Austrii.

Niestandardowe podejście do sztuki :)

Dużo czasu spędziliśmy przy Katedrze Św. Szczepana, która jest symbolem miasta oraz najważniejszym gotyckim zabytkiem Austrii. Kilkakrotnie chodziliśmy dookoła, uciekaliśmy przed upałem do chłodnych gotyckich wnętrz, gapiliśmy się na wiedeńskie dorożki (a ja przy okazji też na kolorowe witryny wiedeńskich sklepów z pamiątkami) i staraliśmy się zrobić zdjęcie wciśniętej między kamienice katedrze, którą ciężko było zmieścić w kadrze.



A potem przy akompaniamencie, wszędobylskich ulicznych grajków włóczyliśmy się po mniej lub bardziej ciekawych miejscach wiedeńskiej starówki.

Ostatniego dnia rankiem wybraliśmy się zobaczyć Hundertwasserhaus, niby zwykłe bloki mieszkalne, ale z racji pomysłowego wykonania będące jedną z atrakcji Wiednia. Budynki te zostały stworzone przez Josefa Krawinę. Koncepcją twórcy było nawiązanie dialogu z przyrodą jako równoważnym partnerem człowieka – na tarasach, balkonach i w innych niespodziewanych miejscach budynku rośnie wiele roślin. Same budynki mają fikuśne kształty i bajkowe kolory. Można je oglądać tylko z zewnątrz, ponieważ są normalnie zamieszkałe.


Następnym przystankiem była starówka gdzie udaliśmy się na mały spacer, a potem pojechaliśmy do ostatniego celu naszej wyprawy - Belwederu. Bajkowo-pocztówkowy pałac otoczony francuskimi ogrodami i fontannami - przywitał nas deszczem, który po chwili zmienił się w niebieskie, bezchmurne niebo i niemiłosierny upał.


Belweder pożegnaliśmy razem z japońską wycieczką w czerwonych sukieneczkach. I tak dobiegł kres austriackiego weekendu.
A ze sobą oprócz "miliona" zdjęć, nóg opalonych w paski (to od moich sandałów) i wspomnień, przywieźliśmy jeszcze słynne wiedeńskie, Mozartowe czekoladki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Korzystanie z treści oraz zdjęć bloga POLOWANIE NA MOTYLE (renata-fotografia.blogspot.com) bez wiedzy właściciela jest zabronione. (Dz. U. Nr 24, poz. 83)
Obsługiwane przez usługę Blogger.