Druga część relacji z wyjazdu na Sycylię (pierwsza była o jedzeniu), będzie o zimnej, mglistej i wietrznej Etnie. Etna to najwyższy i największy wulkan w Europie, ma ponad 270 kraterów bocznych, a lawa z każdym wybuchem znajduje sobie nową drogę.
Całą drogę Etna rysowała się na horyzoncie z białą czapą chmur, jak się później okazało na górze też nie było ciekawie. Na wulkan dotarliśmy od jego południowej strony, kierując się do schroniska Rifiugo Sapienza, skąd można kolejką dostać się na wyżej położone partie wulkanu.
Pojechaliśmy i my. Na górze czekały na nas smutne czarne skały, mgła chodząca dookoła, wiatr przeszywający do szpiku kości i ogromna ilość biedronek, wciśniętych między skały. Spacer, który planowaliśmy został maksymalnie skrócony. Kiedy zjeżdżaliśmy na dół mgła zrobiła się tak gęsta, że prawie całkowicie ograniczała widoczność.
Na dole natomiast zaczęło świecić słońce, ciepłe popołudniowe promienie oświetlały szaro-brunatne stoki wulkaniczne. Kolorowe zbocza wulkanu i małe okoliczne kratery prezentowały się znacznie lepiej niż krajobrazy na górze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz