To był jeden z ostatnich dni naszego pobytu w Dalmacji. Pogoda nie była plażowa, było pochmurno i wietrznie.
Postanowiliśmy, że jedziemy na zwiedzanie. Padło na dwa miasteczka: Trogir, podobno najpiękniejsze miasto w Chorwacji i stolicę Dalmacji: Split
Ruszyliśmy w drogę, już na początku zaczęło padać. Na szczęście zanim dojechaliśmy do Trogiru deszcz ustał na tyle, że mogliśmy spokojnie zwiedzić miasto. Korzystając z pogody zgubiliśmy się w gąszczu staromiejskich uliczek, przechadzaliśmy się nadmorską promenadą i wspięliśmy się na mury fortu Kamerlengo (jedną z najbardziej charakterystycznych budowli miasta) z której rozciąga się widok na miasto. Nad głowami, pomimo sporadycznych promieni słońca, ciągle krążyły czarne chmury, a porywisty wiatr podwiewał turystkom króciutkie sukienki. W końcu zgłodnieliśmy. Nim udało nam się usiąść przy stoliku pod jedną z parasoli, zaczęło padać. Deszcz lał się strumieniami mocząc wszystko i wszystkich. Zrobiło się zimno. Po obiedzie, w malejącym już na szczęście deszczu ruszyliśmy do samochodu. Tego dnia czekał na nas jeszcze Split, a pogoda nie zapowiadała się ciekawie...
W drodze do Splitu nadal padało. Robiło się coraz zimniej. Założyliśmy na siebie wszystkie ciepłe rzeczy jakie mieliśmy ze sobą i ruszyliśmy na miasto. Na szczęście przestało padać. Spacer nie był długi: port, promenada i przeogromny Pałac Dioklecjana.
A potem? Potem zaczęło tak padać, a właściwie lać, że do samochodu wróciliśmy biegiem. Przemoczeni do suchej nitki pojechaliśmy prosto do domu.
A potem? Potem zaczęło tak padać, a właściwie lać, że do samochodu wróciliśmy biegiem. Przemoczeni do suchej nitki pojechaliśmy prosto do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz