Po upalnej sobocie nadchodzi deszczowa niedziela. Chmury krążą nad dachami, wiele silny wiatr. Zanosi się na deszcz. Wychodzimy z domu i jedziemy w stronę Kampinosu (pomimo pogody). Docieramy do Granicy, gdzie znajduje się muzeum parku narodowego. A potem ruszamy w las. NA wąskiej, leśnej drodze jest cicho i spokojnie. Wiatr hula wysoko, w koronach drzew. Na szlaku objadamy się czekoladowymi babeczkami. Po niebie nadal biegają deszczowe chmury, zza których czasem wychodzi słońce. Po godzinie zaczyna padać, powoli wracamy...
Dobrze, że Kampinos jest tak blisko Warszawy, zawsze jest szansa aby tam wyskoczyć, nawet na kilka godzin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz