Ostatni post z wyjazdu na Sycylię będzie o miastach i miasteczkach przez które przejeżdżaliśmy i które odwiedziliśmy w czasie naszej tygodniowej tułaczki po sycylijskich drogach.
Erice - to pierwsze sycylijskie miasteczko, które przyszło nam odwiedzić. Małe senne miasteczko położone gdzieś wysoko w chmurach. O Erice pisałam już w oddzielnym poście - gdzie pojawiło się więcej zdjęć.
Palermo - stolica wyspy to najbardziej męczące miasto całego wyjazdu. Spędziliśmy w nim upalne przedpołudnie, spacerując bez planu i gubiąc się pomimo posiadania mapy. Zaczynając od portu, przez zabytkowe centrum, zahaczając o ogromy kiermasz i szukając katedry, której w końcu nie znaleźliśmy... z małą przerwą na włoską pizzę pod sycylijskim parasolem, kończyliśmy nasz spacer i kierowaliśmy się do samochodu. Droga jednak nie była tak łatwa jak się wydawało :) W odnalezieniu się w gąszczu uliczek pomogła nam sympatyczna blondynka, która okazała się być polką...
Ponad dachami miasta - widok z balkonu naszego B&B |
Cefalu - to małe, przeurocze rybackie miasteczko, które przycupnęło tuż nad wodami Morza Tyreńskiego. Perełka sycylijskiego wybrzeża oferująca piaszczyste plaże oraz wspaniałe średniowieczne zabudowania i zabytki. Dla nas Cefalu to przede wszystkim czas spędzony na piachu na zwykłym "nic nierobieniu" (choć mi ciężko było się na tym skupić... :) i ogromne porcje makaronu zjedzone w małej knajpce na plaży.
Kolejne miejsce na naszej trasie to Syrakuzy do których dotarliśmy już ciemną nocą. Pierwszy wieczór to szukanie miejsca na kolację. W znalezionej restauracji spędziliśmy ponad 2 godziny walcząc z ogromnymi porcjami jakie dostaliśmy (o jedzeniu pisałam już tutaj). Poranek dnia kolejnego to spacer w przeraźliwym upale po Ortygii (prastarej wyspie wchodzącej w skład miasta) i sielskie widoki włoskiego, sennego jeszcze miasteczka.
Ragusa to miasteczko, które bardzo chciałam odwiedzić. Widoki z wzgórz na których położone jest miasto są bardzo malownicze. Do Ragusy podchodziliśmy, a właściwie podjeżdżaliśmy dwa razy. Za pierwszym razem w drodze zastała nas noc, i zrezygnowaliśmy. Wizytę przełożyliśmy na kolejny dzień, wróciliśmy do miasta cofając się kilkadziesiąt kilometrów. A Ragusa? Ragusa przywitała nas rzęsistym deszczem, który przeczekaliśmy w jednej z uliczek. Sama Ragusa to malownicze skupiska zabudowań położonych na dwóch wzgórzach. Rzędy kolorowych, włoskich domów tworzą bardzo specyficzny klimat.
O Caltagirone już pisałam w poście o moich ulubionych miejscach na wyspie. I faktycznie jest to miasteczko które wywarło na mnie największe wrażenie. Duży, o ile nie największy wpływ miała na to pora, zawitaliśmy bowiem do miasta w czasie sjesty. Zamiast zwyczajowego tłumu turystów przywitał nas spokój i gromadka sycylijskich dzieciaków. Więcej zdjęć i opisu tego sielskiego miejsca znajdziecie w moim poście "Sycylia - moje prywatne naj...fajniejsze schody."
Na koniec wypadałoby zrobić jakieś krótkie podsumowanie. Sycylia to podobno miejsce obowiązkowej wizyty jeśli ktoś chce poznać i zrozumieć Włochy. Jak pisał J.W. Gothe "Zobaczyć Italię nie widząc Sycylii, to tak, jakby nie zobaczyć Italii w ogóle, bo Sycylia jest kluczem do wszystkiego."
Czy polecam Wam Sycylię? Tak, uważam, że miejsce jest warte odwiedzenia, choć pewnie przyjemniej (a na pewno bardziej zielono) będzie na Sycylii wiosną. A i zdjęcia będą wtedy bardziej kolorowe. A ja? Czy wróciłabym na Sycylię? Choć nie mam zwyczaju jechać drugi raz w to samo miejsce, to jednak chciałoby się zobaczyć wybuchającą Etnę i zjeść raz jeszcze przepyszne cannoli, których stałam się fanką. Zresztą nigdy nic nie wiadomo, może będzie jeszcze okazja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz