9 stycznia 2015

CHORWACJA: JEZIORA PLITWICKIE PO ŁYDKI W WODZIE

Jeziora Plitwickie zostawiliśmy na koniec naszego pobytu w Chorwacji. Chcieliśmy o nie zahaczyć w drodze powrotnej do Polski. Zaplanowaliśmy 8 godzinną trasę, z przejazdem kolejką i rejsem statkiem. Spodziewaliśmy się zobaczyć turkusowe jeziorka i odbijające się w nich błękitne niebo. Liczyliśmy na ciepły jesienny dzień i orzeźwiającą bryzę nad jeziorami.  
Ale ktoś szykował dla nas inne atrakcje...


Wyjechaliśmy wcześnie rano. Po niebie krążyły chmury po nocnej burzy. Nasze małe Marusici, w których spędziliśmy ostatni tydzień, pożegnały nas podwójną tęczą. Zapowiadał się piękny dzień. Droga płynęła szybko, zrobiło się nawet gorąco. Ale gdy dojechaliśmy do jezior było już pochmurno, szare chmury krążyły na niebie i znacznie się ochłodziło (ale nad Jeziorami Plitwickimi zawsze jest chłodniej niż na wybrzeżu - to naturalne). Ubrani w ciepłe rzeczy mimo wszystko ruszyliśmy nad jeziora. Już wiedzieliśmy, że na błękitne niebo i turkusową wodę nie ma co liczyć. W kasie dowiedzieliśmy się, że z powodu wysokiego stanu wód, część szlaków jest zamknięta i obowiązuje 50% zniżka na bilety. Po zejściu nad pierwsze jezioro zobaczyliśmy zalane kładki, ludzi brodzących boso, po łydki w wodzie, z dziećmi i wózkami na plecach. Sucha ścieżka, którą podążaliśmy w pewnym momencie się skończyła. Razem z grupką innych osób patrzyliśmy na pieniącą się wodę przelewającą się przez kładki. Chwila namysłu i szybka decyzja, że skoro już tu jesteśmy to idziemy dalej. I ruszyliśmy. Boso (niektórzy szczęśliwcy mieli ze sobą sandały) w lodowatej wodzie, czasami nie widząc kładki i szukając jej nogą na oślep. Jakby tego było mało w pewnym momencie zaczął padać deszcz. W sumie to było nam już wszystko jedno, i tak byliśmy cali mokrzy. Nasz spacer nie trwał długo, woda robiła się głębsza a fale coraz bardziej zalewały kładki. Zdecydowaliśmy się na odwrót. Każdy już chyba chciał założyć suche skarpetki i buty, i jak najszybciej napić się ciepłej herbaty w naszym małym hoteliku.

Nasza wizyta na jeziorach zamiast 8 godzin, trwała 2. Nie przeszliśmy nawet 1/3 planowanej trasy. Zamiast błękitnego nieba mieliśmy deszcz. Zamiast rześkiej bryzy i miłego chłodu jezior były lodowate fale kujące w bose nogi jak szpileczki.  Zamiast przyjemnego spaceru była przeprawa po zalanych kładkach, z nadzieją, że może w końcu pojawi się trochę suchej ścieżki. Zamiast pięknych zdjęć błękitnej tafli jezior, mamy szare widoki zalewającej wszystko wody.
Ale jednocześnie zamiast zwykłej wycieczki mieliśmy przygodę, której nie zapomnimy. I gdyby, nie to wszystko co nas spotkało, nie miałabym tu teraz o czym pisać... czyli jednak są jakieś plusy (choć cieszę się, że już nie stoję boso w plitwickiej, lodowatej wodzie).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Korzystanie z treści oraz zdjęć bloga POLOWANIE NA MOTYLE (renata-fotografia.blogspot.com) bez wiedzy właściciela jest zabronione. (Dz. U. Nr 24, poz. 83)
Obsługiwane przez usługę Blogger.