Egipt nie był na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Jakoś nie ciągnęło mnie w te rejony. Jednak na przełomie listopada i grudnia w ramach podróży służbowej spędziłam gorący tydzień w Afryce. I choć wiele rzeczy w Egipcie zobaczyłam i poznałam i niektóre były bardzo piękne, a sam wyjazd bardzo udany - to nie zdecyduję się raczej na powrót w to miejsce. Być może to pierwsze złudne wrażenie, ale kontrast miedzy światem turystów i tubylców przeszkadzał mi i bardzo raził.
Poza pracą w ciągu tego tygodnia udało mną się sporo zobaczyć, zwiedziliśmy Hurghadę, spędziliśmy leniwy dzień na plażowaniu i nurkowaniu na rajskiej wyspie, byliśmy na quadach na Saharze, jeździliśmy na wielbłądach. Odwiedziliśmy wioskę Beduinów. Pojechaliśmy w soczyście zieloną Dolinę Nilu, zwiedziliśmy świątynię w Karnaku, Dolinę Królów i spaliśmy na statku. Atrakcji było co nie miara.
Zacznę od początku, czyli od pierwszego wolnego dnia i lenistwa na wyspie Mahmya. Wystarczy pół godziny rejsu statkiem z Hurghady i znajdujemy się na rajskiej wyspie. Błękitno-turkusowa woda, jasny, mięciutki piasek na plaży, a przed nami cały dzień nicnierobienia, z przerwą na nurkowanie i obiad. Dla tych co lubią lenistwo i słońce - dzień idealny, ale i ja potrafiłam się tam odnaleźć :). Choć na wyspie nie ma nic poza piachem i brakuje zieleni (niezbędnej do życia), to muszę przyznać, że te widoki robią wrażenie. Zresztą zobaczcie sami :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz