Nasz samolot spóźniał się kolejne godziny, co jakiś czas dostawaliśmy informację, że godzina wylotu znowu jest przesunięta. Samolot, który miał nas zabrać ciągle nie wyleciał z Polski. W rezultacie w Egipcie byłam dobę dłużej niż planowałam. I ta nadprogramowa doba, była tylko dla nas. Nie było planów do zrealizowania, hoteli do zobaczenia. Był tylko (raczej - aż) dzień wolny, calutki do naszej dyspozycji i mogliśmy decydować czy leżeć jeszcze nad basenem i grzać kości w grudniowym upalnym słońcu, czy może wstać i pójść coś zjeść albo popływać... I z takich oto rozmyślań wybudził nas głos Oli, która zdecydowała, że idziemy na ostatnie egipskie zakupy. Trafiłyśmy do kolorowego sklepu wypełnionego tysiącem zapachów, gdzie zanurzyłyśmy się w pachnącym zakupowym szaleństwie.
Ja jak zwykle zajęłam się oglądaniem i fotografowaniem, tym bardziej, że po trzech zapachach przestałam już je odróżniać. W perfumerii spędziłyśmy dość dużo czasu, bo przecież nie mogłyśmy wyjść zanim nie pokazano nam wszystkiego. Czas leciał powoli, a my w tak miłej atmosferze, otoczone egipskimi zapachami kończyłyśmy nasz pobyt na ziemi faraonów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz