To było dokładnie miesiąc temu. Upalny lipcowy weekend spędziliśmy w Białowieży, w najstarszej puszczy w Europie. "Lato to najgorsza pora na wizytę w puszczy" - takie słowa usłyszeliśmy na dzień dobry od naszego przewodnika i w sumie to była racja. Wiosną puszcza kwitnie, jesienią mieni się kolorami, zimą śpi pod białą kołderką dając największe szanse na zobaczenie żubrów. A latem? Latem jest tylko zielono (do dzisiaj nie wiem, czemu nie wzięłam tego pod uwagę przed wyjazdem). Podlasie od rana przywitało nas upałem, który bliżej południa stawał się coraz bardziej nieznośny. Przed największym słońcem udało nam się ukryć w puszczy.
Udaliśmy się na spacer do Rezerwatu Ścisłego, nasza trasa trwała
5 godzin. Puszcza dała miły chód, ciszę i odpoczynek od słońca, a przemiła Pani
przewodnik zasypywała nas informacjami.
Najstarsza puszcza Europy nie zachwyciła. Miałam w stosunku
do niej zdecydowanie większe oczekiwania. Zmęczeni i głodni ruszyliśmy na obiad (w Restauracji Pokusa
jadłam najlepszy w życiu chłodnik, wspominam go do dzisiaj). Zachmurzyło się i
zaczynało już padać. W ostatniej chwili uciekliśmy przed burzą. A potem już
lało, lało na całego. Deszcz bębnił w dach. Przy otwartym oknie słuchaliśmy
podlaskiej burzy. Kiedy deszcz przestał padać, zza chmur wyjrzało zachodzące
słońce, a nad puszczą unosiła się już tylko podlaska cisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz