Poprzednie posty z Gruzji znajdziecie TUTAJ
Tego dnia wstaliśmy wcześnie rano, był upalny poranek, na niebie ani jednej chmurki. Tuż po śniadaniu zjedzonym na tarasie z widokiem na centrum Batumi i Morze Czarne ruszyliśmy w drogę.
Czekała nas "długa" trasa, choć aż do jej końca sami nie wiedzieliśmy jak długa ostatecznie będzie.
Z Batumi ruszyliśmy w kierunku Achalciche drogą przez Mały Kaukaz, wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jest to chyba najgorsza droga w Gruzji. I nikt, kto nie przejedzie tej drogi, nie jest w stanie sobie wyobrazić jak ona wygląda. Opisy, na które można trafić w Internecie np. o "terenowym asfalcie" nijak mają się do rzeczywistości, a Google Street View jeszcze tam nie dojechało.
170 km jechaliśmy przez 8 godzin.
Przez góry Małego Kaukazu czasem 10 km/h bo doły w polnej drodze uniemożliwiały szybszą jazdę. Drogami, których nie było, choć są. Serpentynami dookoła zielonych wzgórz. Raz w dół, raz w górę. Przez małe wsie, na końcu świata z drewnianymi płotami i świniami biegającymi przed samochodem.
Droga dłużyła się niemiłosiernie. Dojeżdżając do nielicznych wiosek, lokalizowaliśmy je na mapie i za każdym razem padało pytanie "dopiero tutaj?". Poruszaliśmy się w żółwim tempie. To była niekończąca się wycieczka przez Mały Kaukaz.
Po 8 godzinach, głodni i zmęczeni dotarliśmy w końcu do celu. W Achalciche, miasteczku w południowo-zachodniej części kraju, mieliśmy hotel z widokiem (gdyby tylko pokoje miały normalne okna :)) na XII wieczną Twierdzę Rabati. W hotelu zjedliśmy ogromną kolację i ruszyliśmy odkrywać górującą nad miastem twierdzę. Twierdzę odwiedzamy też kolejnego dnia rano po czym ruszamy dalej - oglądać skalne miasto. O tym już kolejnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz