Wstaliśmy wcześnie rano i ruszyliśmy drogę. Po około godzinie jazdy przekraczaliśmy czeską granicę. Jechaliśmy w stronę Adršpach – skalnego miasta w Czechach, tuż przy granicy z Polską. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że wybraliśmy najgorszy dzień na zobaczenie tego miejsca. Środek weekendu majowego, piękny słoneczny dzień. Parking zastawiony do granic możliwości, tłumy ludzi. Już przy wejściu żałowałam, że przyjechaliśmy w takim terminie.
Ludzie byli wszędzie, kolejki na szlaku. Tłum na każdej ścieżce, dookoła biegające i krzyczące dzieci. Całkiem inny obraz miasta skalnego miałam w swojej głowie. Chodziliśmy w tym tłumie a ja przed oczami miałam obrazy jakie chciałam zobaczyć: tajemnicze, mroczne skały schowane gdzieś w czeskim lesie. Pustka i szum wiatru w koronach drzew. Wilgotne, zimne i mroczne skalne korytarze. Tym razem było jednak inaczej, termin długiego weekendu majowego rządzi się swoimi prawami.
Następnym razem wybieramy marzec lub listopad, kiedy chętnych na spacery po skalnym mieście będzie najmniej – a kręte ścieżki pośród wysokich skał będą tylko dla nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz