25 lutego 2021

BIESZCZADY: OSTATNI ODDECH ZIMY

W Bieszczadach dotychczas byłam dwa razy. Pierwszym razem w lipcu, kiedy połoniny zanurzały się w soczystej zieleni, kiedy z nieba, na zmianę z deszczem, lał się żar. Jednego dnia upał, kolejnego ulewa i tak na zmianę. Wtedy spędziliśmy na Podkarpaciu długi tydzień, wędrując po zielonych połoninach, szukając źródeł Sanu i zdobywając najwyższe szczyty.

Kilka lat później w Bieszczady zawitaliśmy w październiku. Chcieliśmy zobaczyć te popularne płonące kolorami buczyny, ale liście spadły zanim dotarliśmy. Mimo tego te jesienne Bieszczady nas oczarowały. Kołyszące się na wietrze trawy na połoninach, błękitne niebo nad głowami i mróz ścinający ziemię o poranku. Wszystko było piękne.

Teraz przyszedł czas na zimową wersję. W Bieszczadach spędziliśmy weekend, podczas którego (podobnie jak ostatnio w Tatrach) doświadczyliśmy kilku odmian zimy. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zima trwała na całego, zza chmur wyłaniały się zaśnieżone świerki, przy drogach witały nas półmetrowe zaspy, a na drzewach czapy śniegu. Kiedy w całej Polsce zaczynała się odwilż, w Bieszczadach zima trwała na całego. Cicha, spokojna Cisna, w której się zatrzymaliśmy - jakby uśpiona w tej zimowej bajce. Zamknięte restauracje, mało ludzi. Mimo sezonu pandemia skutecznie zatrzymała turystykę i jak mgła spowiła bieszczadzką krainę. 






W takiej bieszczadzkiej mgle starałyśmy się wejść na Połoninę Wetlińską, w okolice nieistniejącej już Chatki Puchatka. Zmiana przebiegu szlaku (co wydłużyło drogę) oraz psująca się pogoda uniemożliwiły zdobycie celu. Kiedy dotarłyśmy ponad granicę lasu mgła jeszcze bardziej spowiła cały świat, widoczność sięgała 2 metrów, a wiatr walił śniegiem w oczy. Odwrót był nieunikniony.
Widoków na szczycie nie było, ale piękny zimowy las z gałęziami uginającymi się od śniegu umilał wędrówkę.

Kolejny dzień przyniósł ożywienie i poprawę pogody. W nocy spadł śnieg, a poranek zaczął się rewelacyjną pogodą. Świeży puch przykrył okolicę - zaczarowując ją w bajkową krainę. Ciepłe poranne słońce rzucało na świat błękitną poświatę. Kiedy ruszyłyśmy w drogę, za każdym zakrętem witał nas jeszcze piękniejszy widok. Biały las, błękitne niebo i ciepłe słońce grzejące przez szybę.
Przyjemnie było ruszyć na kolejny szlak. Tego dnia udało się zobaczyć połoniny i miejsce odwrotu z dnia poprzedniego. Na niebie nie było ani chmurki, ostre słońce raziło w oczy. Teraz nic nie zakłócało widoków, nie utrudniało wędrówki i nie zabierało przyjemności.
Co prawda im bliżej południa bajkowej zimy było coraz mniej - słońce rozpuszczało w mgnieniu oka śnieg na drzewach, ale spacer był bardzo przyjemny, widoczność doskonała, ciepło i prawdziwa zima dookoła, ale z racji weekendu i ludzi dużo więcej. Każdy chciał skorzystać z takiej pogody. Słońce świeciło do samego wieczora, którego zachód podziwiałyśmy już nad Soliną. 

Piękna była ta lutowa bieszczadzka zima i to chyba był już ostatni dzwonek na zimowy wyjazd. Dzisiaj, 25 lutego, w Warszawie było 17 stopni na plusie. W górach, choć śnieg jeszcze jest, też przyszła już odwilż i zniknęła bajkowa zima. Na szczęście nam udało się ją jeszcze złapać.





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Korzystanie z treści oraz zdjęć bloga POLOWANIE NA MOTYLE (renata-fotografia.blogspot.com) bez wiedzy właściciela jest zabronione. (Dz. U. Nr 24, poz. 83)
Obsługiwane przez usługę Blogger.